Wiem, że bardzo długo mnie tu nie było i wiem, że wielu z Was chciało przeczytać relację z mojego Wyjazdu Życia - niestety, za miesiąc mam maturę i teraz jest mi wyjątkowo ciężko znaleźć czas, żeby tu choć czasem napisać... tłumacząc się jednak tym, iż partię materiału z biologii przeznaczoną na dzień dzisiejszy mam już za sobą, postanowiłam nieco zaktualizować bloga. W tak zwanym międzyczasie narodziły się też u mnie nowe zainteresowania i pomysły, które mam nadzieję zrealizować tuż-tuż, po 23 maja (ustny polski)... tak oto lista rzeczy do zrobienia "po maturze" wzbogaca się;)
Izrael 2012...
Co tu dużo mówić - tak naprawdę nie ma słów, które mogłyby wyrazić to, co się tam działo. Moje wszystkie marzenia spełniły się w dniach 5-12 marca i nie mam ich więcej! Stojąc na lotnisku i trzymając wreszcie upragniony bilet na lot WAW-TLV trzęsły mi się ręce, patrzyłam na ten bilet, na którym było moje nazwisko i pierwszy raz nie musiałam płakać rzewnymi łzami, że samolot do Tel Avivu odlatuje za kilka minut, a mnie w nim nie ma... ;)
Lecieliśmy nocą, nic nie było widać oprócz czerwonej lampki na końcu skrzydła, ale nigdy nie zapomnę tego, jak nagle z ciemności wyłoniła się cieniutka złota linia, która z czasem stawała się coraz jaśniejsza, coraz wyraźniejsza, aż w końcu było widoczne w pełni okazałości - izraelskie wybrzeże...
Tel Aviv nocą. Przy lądowaniu wyglądał, jakby na ziemi ułożono ciągnące się w nieskończoność, iskrzące lampki choinkowe - widok o wiele lepszy niż w bajkach, i tak jak bajka trwał bardzo krótko, ale już po wylądowaniu rozpoczęła się kolejna, tym razem tygodniowa i najpiękniejsza na świecie baśń. Baśń, która okazała się być prawdą wbrew temu, co o baśniach wiedzą ludzie.
Powitanie przez naszych hostów o 4 rano, pierwsze rozmowy, uściski oraz rozglądanie się naookoło z niedowierzaniem, że te palmy, to ciepło i ci ludzie, że to wszystko wokół mnie i że już mam wszystko, czego chciałam, a to dopiero pierwsze minuty... Wreszcie zobaczyłam Alinę, z którą przed wyjazdem tak długo rozmawiałam przez facebooka, powitalna Purimowa paczka od niej, a także pierwszy hummus z oliwkami na śniadanie i wreszcie zbawienny po długiej podróży, choć krótki - sen!
Klaudia