niedziela, 23 grudnia 2012

Goodbye, goodbye, goodbye my love || Avril Lavigne

 
W komentarzach i mailach wielokrotnie pytacie o mój śpiew. Niektórzy z Was nawet pamiętają mnie jeszcze z czasów, kiedy umieszczałam swoje filmy na youtube. Kiedy to było...
 
Wiele się zmieniło od tamtej pory i nie chodzi tu tylko o moje umiejętności wokalne. Od dawna już nie zamieszczam swoich nagrań w Internecie i póki co nie zamierzam do tego wracać, stwierdziłam jednak, że skoro prowadzę tego bloga, to chyba jestem Wam coś winna i postanowiłam pokazać Wam przynajmniej małą próbkę mojego wokalu.
 
Co mogę powiedzieć? Mam za sobą dwa lata śpiewu w domu kultury, od kilku miesięcy biorę prywatne lekcje i od ponad roku zmagam się z nieustającym katarem, który mi bardzo przeszkadza, nie tylko w śpiewaniu. Na pewno nie jest tak dobrze, jak bym chciała. Jest jednak bardzo duża poprawa od czasów, kiedy słyszeliście mnie ostatnio. Prezentuję Wam więc po prostu moją pracę i choć bardzo wiele muszę się jeszcze nauczyć, mam świadomość, że przez te kilka ostatnich lat nie próżnowałam.
 
 
A piosenka jest piękna.
 


Goodbye, brown eyes
Goodbye, for now
Goodbye, sunshine
Take care of yourself

I have to go, I have to go, I have to go
And leave you alone
But always know, always know, always know
That I love you so, I love you so


I love you so

wtorek, 30 października 2012

Alexz Johnson "Walking"



Sand pulls quicker, sinks me deeper
I like the feeling, I let it linger
Where's my education? What was I thinking? Been lying to myself all along
 
 
 zdecydowanie piosenka roku 2012

poniedziałek, 22 października 2012

Cisza Jak Ta w lubelskim Zaścianku - 21.10.2012

Cisza Jak Ta, Lublin, Zaścianek, 21.10.2012
 
Wreszcie - kolejny, długo i z utęsknieniem wyczekiwany koncert Ciszy Jak Ta w Lublinie :)
 
Dziękuję za wszystko, byliście jak zwykle niesamowici.
Za to, że swoją twórczością robicie kawał dobrej roboty i ciągniecie za sobą cały poetycki świat.
Za to, że idziecie do przodu, ciągle się rozwijacie, macie mnóstwo nowych pomysłów i energii.
Dziękuję za wszystkie niesamowite chwile i doświadczenia, jakie przeżyłam dzięki Waszej muzyce. Trudno to opisać słowami.
 
Nie mogę się doczekać tych wielu wspaniałych piosenek, które jeszcze wyjdą spod Waszego pióra...!
 
Życzę Wam wielu pogodnych dni, z całego serca wspieram, niech Was błogosławi Chrystus Bieszczadzki :)
 
 
Klaudia

niedziela, 26 sierpnia 2012

Take time with a wounded hand - fotografia

Fotografować i modelować także mi się zdarza.

Tylawa to wspaniałe miejsce na ziemi!
 
 
Take time with a wounded hand
'Cause it likes to heal
Take time with a wounded hand
'Cause I like to steal
Take time with a wounded hand
'Cause it likes to heal, I like to steal

 
 
Przepraszam za notoryczną mą nieobecność, wyjeżdżam po prostu i brak mi ciągłości.
Wrócę niedługo ;)

 
Pozdrawiam serdecznie,
Klaudia

wtorek, 24 lipca 2012

Drugi koncert Ciszy w Lublinie

Źródło: http://ciszajakta.art.pl

Kilka dni temu została opublikowana informacja na ten temat... tak więc, 21 października jeden z moich ulubionych zespołów, o którym dość często tu wspominam - Cisza Jak Ta, po raz kolejny zagra w moim mieście. Naturalnie się cieszę i wybieram na koncert :) Niespodzianką jest miejsce, w jakim koncert się odbędzie, gdyż znajduje się ono nie w centrum, ale na obrzeżach miasta, i, uwaga, jest to ten sam lokal, w którym na komunii mojego brata ciotecznego leciała płyta Ciszy "Nasze światy"! :) Ciekawa więc jestem, jak doszło do organizacji koncertu - czyżby zespół został tam zaproszony przez gospodarzy? :)

Tak czy inaczej, to świetnie, że koncert się odbędzie, gdyż nieczęsto mam okazję wybrać się na występy moich ulubionych zespołów... dobrze, że przynajmniej od czasu do czasu zahaczają o Lublin. Tak poza tym, czekam na kolejną edycję Bakcynaliów, które w tym roku odbędą się 10 listopada - tradycyjnie, w moim mieście ;)

A tymczasem uciekam przygotowywać się do jutrzejszego wyjazdu - odwiedzają mnie dziewczyny z Kielc, z którymi poznałyśmy się w Zakopanem w 2009 roku. Zamierzamy spędzić jeden dzień na zwiedzaniu Lublina, a dwa kolejne nad jeziorem... nie widziałyśmy się trzy lata, aaaa, nie mogę się doczekać! :)

Klaudia

poniedziałek, 16 lipca 2012

Studia, studia, studia... :)

Kochani! Właśnie wróciłam z uczelni, na którą złożyłam dokumenty i muszę się z Wami podzielić wspaniałą wiadomością:
zostałam studentką sinologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim! :)

Tak, wiem, że przez dwa lata intensywnie uczyłam się biologii i chemii. Wiem, że miałam iść na farmację. Wiem, że zupełnie nie uczyłam się polskiego i angielskiego i że nie miałam prawa się dostać. Ale jakimś cudem dostałam się i postanowiłam nie odrzucać prezentu danego mi od losu, więc dziś rano pobiegłam wycofać dokumenty z Akademii Medycznej i tak oto zostałam studentką KULu.

Studiowanie orientalistyki było moim marzeniem jeszcze w gimnazjum, jednak wówczas taka decyzja zmuszała mnie do wyjazdu z rodzinnego miasta, na co nie miałam ochoty. Nie byłam też pewna, czy w ogóle się tam dostanę, bo progi są niebotyczne. Zrezygnowałam więc ze swojego pomysłu i postanowiłam zdawać na kierunki medyczne... W lutym b.r. zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że w moim mieście otwierają sinologię, więc bez wahania ruszyłam z dokumentami. Bez większej nadziei, ale z myślą, że może to pierwszy rok, że może nie każdy wiedział, nie każdy złożył i że progi będą niższe... no i udało się :)

Nie wiem, czy podjęłam dobrą decyzję, ale wiem, jak bardzo chcę iść na te studia i jestem wdzięczna Bogu za to, że dał mi taką możliwość. Wiem też, że nie będzie łatwo, ale jestem pewna, że idę w coś, co pasjonuje mnie w szczególny sposób i jest nie tylko spełnieniem moich marzeń, ale z czego mogę mieć też wymierne korzyści.


Aaa, cieszę się strasznie!


czwartek, 28 czerwca 2012

Анастасия па Русский + trochę codzienności

Kochani moi! Na początek przepraszam za to, że tak rzadko tu ostatnio bywam, ale co zrobić, kiedy mi się po prostu nie chce. Od kilku tygodni zajmuję się bardziej prowadzeniem mojego włosowego bloga, stąd pewnie te zaniedbania, ale liczę na to, że taka mała pół-przerwa dobrze mi zrobi. Mam też ochotę na zmianę wyglądu bloga, ale nie mam jeszcze konkretnego pomysłu...

Cały ten tydzień przechorowałam, ale czuję się już lepiej i jutro wyjeżdżam na weekendowe rekolekcje. Na dodatek idę też odebrać wyniki matur, więc dzień będzie pełen wrażeń ;) A tymczasem zapraszam na szybki wpis.



Kiedy byłam w Izraelu, mieszkałam u dziewczyny, która pochodziła z Ukrainy wschodniej i w jej domu rozmawiano po rosyjsku. Pojechałam tam zupełnie nieświadoma sytuacji i nieprzygotowana - rosyjskiego nigdy się nie uczyłam i nie potrafiłam powiedzieć nic poza kilkoma gdzieś zasłyszanymi słowami. Alina świetnie mówiła po angielsku, więc nie było problemu, ale jej tata nie znał po angielsku ani słowa i przez cały tydzień nawet nie mogłam z nim porozmawiać bez pomocy Aliny... Chyba nigdy w życiu nie było mi tak wstyd i tak bardzo nie plułam sobie w brodę, że nigdy nie nauczyłam się rosysjkiego, choć było ku temu wiele okazji. Obiecałam więc sobie, że po maturze wezmę się do roboty i przez wakacje przynajmniej w pewnym stopniu opanuję ten język. Powiedziałam też tacie Aliny, że jak następnym razem przyjadę do Izraela, będę potrafiła mówić po rosyjsku.

Tak więc teraz uczę się pilnie i zamierzam dotrzymać danego słowa. ;)


Chciałam się więc podzielić dziś z Wami przepięknym utworem pochodzącym z mojej ukochanej bajki z dzieciństwa, "Anastazji", który urzekł mnie od pierwszego obejrzenia i urzeka niezmiennie do tej pory :) W rosyjskim zdążyłam się już zakochać, a ten utwór w tym języku według mnie brzmi najpełniej i najpiękniej. W ogóle, cała historia Anastazji od zawsze mnie fascynowała, a film jest jej fantastyczną i jedyną w swoim rodzaju realizacją... Piosenkę uwielbiam też oczywiście w języku polskim, a ponadto podoba mi się wersja niemiecka. Niezależnie od wersji językowej, piosenka jest magiczna.




Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim udanego rozpoczęcia wakacji!
Zachwycająca się językiem rosyjskim i czekająca z niecierpliwością na wyniki matur
Klaudia :)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uzupełniam post o moje wyniki. W zasadzie nie ma się czym chwalić, nie są jakieś fantastyczne, ale miałam się podzielić.

podstawowe:
polski: 84%
matematyka: 92%
angielski: 99%

rozszerzone:
polski: 88%
angielski: 68%
biologia: 72%
chemia: 85%

Najbardziej zadowolona jestem z chemii, najmniej z rozszerzonego polskiego. Jestem zmęczona dzisiejszym dniem, rozmawianiem o studiach, wynikach, nie chce mi się już o tym gadać... dobrze, że na weekend wyjeżdżam. Jak dobrze.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Errata do biografii - Halina Poświatowska

Halina Poświatowska

Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować nieocenionej Monice, która to kilka dni temu podrzuciła mi linka do tej biografii. Film jest jednym z najcenniejszych dokumentów dotyczących Haliny Poświatowskiej, do jakich kiedykolwiek miałam dostęp. Nigdy w życiu nie miałam okazji usłyszeć o Halinie z ust jej rodziny, znajomych, przyjaciół, nie wiedziałam o wielu aspektach jej podróży do Ameryki, a ponadto wreszcie mogłam usłyszeć archiwalne nagranie głosu poetki, po które już zamierzałam jechać do muzeum do Częstochowy! To niesamowite, że po lekturze tylu książek, artykułów, życiorysów wciąż docierają do mnie fakty, o których nie miałam pojęcia... a jednak! :) Cały wczorajszy wieczór poświęciłam na wnikliwą analizę filmu, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam :) Dokument dostarczył mi kolejnych wspaniałych wrażeń i wiadomości, które wciąż z wielkim zaangażowaniem zgłębiam i które bardzo wiele dla mnie znaczą.

Moniko kochana, dziękuję Ci po raz kolejny za pamięć i pamiętaj, że jeśli kiedyś zdarzy mi się być w Twoich okolicach, nie unikniesz wspólnej kawy albo ciacha :)


wtorek, 12 czerwca 2012

Andrzej Lampert, czyli wokal nad wokale :)


Jego nazwisko gościło na plakatach reklamujących tegoroczny Koncert Chwały, było mi jednak zupełnie obce i nie pokusiłam się o to, żeby posłuchać jego utworów. Jednak kiedy usłyszałam go na próbie generalnej dzień przed Koncertem, po prostu szczęka mi opadła. Chyba nigdy mi się nie zdarzyło, żeby czyjś głos i osobowość tak mnie zachwyciły :)

Andrzej Lampert jest wokalistą zespołu PIN, absolwentem dwóch akademii muzycznych - w Krakowie i Katowicach. Na Koncercie Chwały został wykonany jego utwór "Moje uwielbienie", a także polska wersja niesamowitej piosenki Matta Redmana "Blessed Be Your Name (Błogosławię Cię)"... co tu dużo mówić - jego wokal jest po prostu wspaniały! Dawno nie słyszałam tak pięknego męskiego głosu, a na żywo brzmi o wiele, wiele lepiej niż na nagraniach. Myślę jednak, że muzyka, jaką tworzy z zespołem PIN, niestety nie ukazuje w pełni jego możliwości, a są naprawdę ogromne. To fantastyczne, że tworzy także muzykę chrześcijańską, która w jego wykonaniu ma niezwykły charakter. Zakochałam się w Andrzeju od pierwszego usłyszenia :)


Serdecznie polecam przesłuchać:




Jeśli zaś chodzi o sam Koncert... uprzejmie proszę o niezadawanie mi pytań na ten temat. Powiedzmy, że mam nieco odmienne spojrzenie na sprawę niż reszta świata i nie mam ochoty się nad tym rozwodzić.

Pozdrawiam serdecznie :)
Klaudia

środa, 6 czerwca 2012

X Koncert Chwały - W domu Ojca - Lublin


Kochani... ostatnie dwa tygodnie były dla mnie czasem prób i przygotowań. Jak wspominałam, jutro po raz trzeci zaśpiewam w Chórze dla Jezusa na X Koncercie Chwały :) Jak zwykle był to dla mnie niesamowity czas, nie tylko pod względem muzycznym, ale także duchowym. Uwielbiam przychodzić na próby Chóru, uczyć się nowych rzeczy, spotykać się z ludźmi i wspólnie się modlić. I choć na początku zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, wysyłając w tym roku zgłoszenie, teraz nie mam wątpliwości co do tego, że podjęłam dobrą decyzję - ten okres 10 dni przed Koncertem to czas naprawdę błogosławiony :)

Wobec tego chciałam Was na ten Koncert serdecznie zaprosić. Kto tylko może przyjechać - nie zastanawiajcie się ani chwili! To wydarzenie jest jednym z tych nielicznych, na które cały rok czekam i przy którym nie ma mowy o mojej nieobecności. Zapraszam wszystkich do spędzenia tego wyjątkowego wieczoru na Placu Litewskim, na uwielbieniu Jezusa Chrystusa, wspólnym śpiewie i dzieleniu wielkiej radości :) To wyjątkowy dzień, jedyny w roku, kiedy Pan Bóg otwiera nad Lublinem Niebo, abyśmy przez chwilę mogli być Jego gośćmi i z jeszcze większym pragnieniem dążyli do tego, aby w naszym życiu Koncert Chwały trwał całą wieczność.


sobota, 2 czerwca 2012

Taką sobie zwykłą czerwcową nocą...


Nie spodziewajcie się niczego ambitnego po tym poście.

Dziś w Lublinie jest Noc Kultury, a ja, jak co roku na tę okazję, siedzę sobie w domu. Rok temu była to złamana noga, dwa i trzy lata temu bodajże urodziny u koleżanki, a dziś wybitnie złe samopoczucie z niewiadomych do końca przyczyn, które trwa już od wczoraj i trochę mnie to już wymęczyło. A już myślałam, że w tym roku mi się uda... no cóż, jak widać Noc Kultury nie jest mi pisana :) Niestety więc nie będę w stanie niczego tutaj zrecenzować ani przytoczyć, a szkoda.

Jak już mówiłam, siedzę sobie w domu, a mój szwankujący organizm pozwala mi jedynie na Internet i książkę (Tanya Valko "Arabska żona"). Nie mam dzisiaj siły na nic bardziej pożytecznego i strasznie mnie to denerwuje. To niemożliwe, jestem raptem niewiele ponad tydzień od zakończenia matur, a mam taką ochotę się uczyć, jak nigdy. W przypływie tak dużej ilości wolnego czasu zrobiłabym wszystko - rosyjski, węgierski, śpiew, gitara, gotowanie, książki i tak wiele innych rzeczy, na które przez ostatnie miesiące brakowało mi czasu... Na dodatek mam przemożną potrzebę pisania, którą ciężko mi opanować, już sama sobie wyszukuję okazje, żeby tylko coś napisać. Uwielbiam pisanie w każdej postaci i do tej pory zastanawiam się, jak to możliwe, że nie idę na polonistykę. 

Nie mogę się doczekać wtorku, o 13 mam pierwszą lekcję śpiewu u fantastycznej osoby, którą już wczoraj miałam przyjemność poznać... :) Cieszę się strasznie, tak bardzo chcę wreszcie się czegoś nauczyć, mam nadzieję, że te lekcje spełnią moje oczekiwania, nie dbam o to, że rodzice nie dadzą mi na nie pieniędzy i że muszę oszczędzać na jedzeniu. Na szczęście nie jakoś strasznie dużo, więc myślę, że mogę sobie na to pozwolić :)

Po rosyjsku znam już trochę słów i nawet jakieś zdanie umiem ułożyć, ale potrzebuję więcej, przede wszystkim przydałby się kontakt z językiem, bo na rosyjski to dla Polaka chyba najlepszy sposób. Obiecałam sobie, że pod koniec wakacji będę mogła porozmawiać po rosyjsku z Aliną, tak jak jej zapowiedziałam, zobaczymy, co z tego będzie :) Poza tym, od dawna planowałam poświęcić te wakacje na naukę węgierskiego, który uwielbiam, potrzebuję, a ciągle jakoś odkładam i teraz też tak wyszło, że to rosyjski podbił moje serce i chciałabym już mówić... być takim Russian world master, ale na razie wychodzi mi śmiesznie.

Poza tym pogoda nie dopisuje, mój zespół przygotowuje się do egzaminów w szkole muzycznej (bądź też do wstępnych na akademię muzyczną - w cięższych przypadkach) i na próby nie ma szans. Gotowe piosenki leżą odłogiem i czekają nie wiadomo na co, chyba na to, żeby mi się przestały podobać.

Kończąc już stwierdziwszy, że napisałam wszystko, co miałam do powiedzenia i upewniwszy się, że uprzedzałam o niskim poziomie tego postu, żegnam i pozdrawiam ciepło z wyjątkowo kulturalnego dziś Lublina.


Klaudia :)

piątek, 1 czerwca 2012

Jestem "wierzący-niepraktykujący" i dobrze mi z tym!

Nie o tym miał być blog, ale wczoraj napisałam artykuł w serwisie Cogito, dotyczący zaznaczonej w tytule kwestii. Do jego napisania zainspirowała mnie pewna dyskusja na temat jednego z artykułów w serwisie na temat związany z wiarą i Kościołem... Nie wiem, czy ten blog to dobre miejsce, aby go tu umieścić, ale chciałam się podzielić z Wami moją refleksją na ten temat. Myślę, że nie muszę już więcej dodawać i że artykuł mówi sam za siebie.


Jestem "wierzący-niepraktykujący" i dobrze mi z tym!     

"Wierzę w Boga, a nie w Kościół". Takie frazesy słyszy się coraz częściej. I te kilka słów to świetny pomysł na siebie - imponują, rzucają wyzwanie światu, a nawet wystarczają, aby móc się usprawiedliwiać przed samym sobą.     

To nic dziwnego, że człowiek szuka takiego sposobu na życie, aby było mu wygodnie. To rzecz naturalna. Szkoda tylko, że czasem nie jest w stanie wysilić się choć na tyle, by zauważyć, jak niedorzeczne hasła głosi. A "wierzący-niepraktykujący" jest największym z nich.

Usiądź, człowieku, wygodnie i zastanów się przez chwilę. Jak sam uznałeś, jesteś człowiekiem wierzącym. Jesteś człowiekiem wierzącym, czyli kochasz Jezusa Chrystusa. Uznajesz Go za swojego jedynego Pana i Zbawiciela, Nauczyciela i wzór godzien naśladowania pod każdym względem. Jego obecność i rozmowa z Nim daje ci tak wielki spokój i radość, że nie zamieniłbyś jej na nic innego. Kiedy żyjesz z Bogiem, czujesz, że to jest to, czego najbardziej pragniesz i że niczego ci nie brakuje. W każdej chwili swojego życia jesteś gotów oddać Mu uwielbienie z powodu wielkich rzeczy, jakie uczynił w Twoim życiu.

Ale jednocześnie jesteś też niepraktykujący, czyli uznajesz Jezusa Chrystusa za swojego wielkiego Mistrza i Nauczyciela, ale wcale nie czujesz potrzeby głoszenia Jego nauki innym. Mimo, że wierzysz, że tylko przyjmowanie Ciała i Krwi może cię zbawić, nie chcesz uczestniczyć we Mszy Świętej, aby to robić. Modlitwa jest dla ciebie źródłem wielkiej radości, ale mimo to nie chcesz się modlić. Słowo Boże jest wyznacznikiem wszystkich twoich decyzji, a mimo to nie chcesz znaleźć godziny w tygodniu na to, by przyjść do kościoła i Go posłuchać. Czyli mimo swojej wielkiej miłości, postawy uwielbienia wobec Boga, poświęcenia i pokoju, jaki od Niego otrzymujesz, ani trochę nie pragniesz zbawienia. Nie dążysz do tego, aby spotkać się z Nim w ostatnim dniu swojego ziemskiego życia i nie chcesz być na wieki szczęśliwy w Niebie.

Pomyśl jeszcze przez chwilę i spróbuj sobie przypomnieć, w którym momencie swojego życia przykleiłeś sobie etykietkę "wierzący-niepraktykujący". Przypomnij sobie swoją Pierwszą Komunię Świętą. To, jak przez wiele miesięcy uczestniczyłeś we Mszy Świętej co niedziela. Przypomnij sobie, jak kolejne kilka miesięcy później poczułeś się znużony i postanowiłeś zrobić sobie wakacje od kościoła. A w końcu przywołaj ten moment, kiedy byłeś już w gimnazjum i zdając sobie nagle sprawę z własnych zaniedbań, zacząłeś szukać usprawiedliwienia dla samego siebie. No i znalazłeś - hasło intrygujące, modne, bezpieczne, pozwalające wyrazić to wszystko, czego potrzebujesz, aby wmówić sobie, że rzeczywiście niepraktykowanie wiary w żaden sposób to nic złego. Że niczym złym nie jest również to, że nie starasz się tej wiary zrozumieć, a swoją ignorancką postawę zawsze możesz zrzucić na coś lub na kogoś. Najlepiej po prostu na Kościół, który pewnie jak gąbka wszystko wchłonie.

No i na koniec zastanów się też, czy skoro jesteś taki wygodny, masz ochotę na tyle wysilać język, by wypowiedzieć "w i e r z ą c y - n i e p r a k t y k u j ą c y". To takie długie słowo. Przecież wygodniej byłoby się nazwać po prostu leniem.

Twoje życie to Twoje decyzje. Nikt Cię nie przekona, że to Pan Bóg kocha Cię najbardziej, najlepiej wie, co jest dla Ciebie najlepsze i pragnie Twojego szczęścia jak nikt inny na świecie, jeśli Ty sam pewnego dnia nie spróbujesz tego zrozumieć. Dlatego proszę Cię: nie obrażaj Boga swoim zachowaniem i nie zasłaniaj Jego Osoby swoimi grzechami. Człowieku wierzący-niepraktykujący, życzę Ci ogromu błogosławieństwa Bożego i wielkiej odwagi do tego, byś pewnego dnia wreszcie był gotów stanąć w prawdzie przed samym sobą.
     



www.cogito.com.pl

wtorek, 29 maja 2012

Chór dla Jezusa 2012 :)

I tak oto wczoraj rozpoczęły się próby Chóru dla Jezusa, który 7 czerwca na Placu Litewskim w Lublinie zaśpiewa na jubileuszowym, X Koncercie Chwały. ;)


Chór dla Jezusa to ponad stuuosobowa grupa osób, która co roku na dziesięć dni przed Koncertem spotyka się na próbach, przygotowując się do występu wraz z zespołem Gospel Rain i zaproszonymi gośćmi. O Koncercie Chwały już kiedyś wspominałam - to wydarzenie, które w moim mieście odbywa się co roku i nie ma innego celu poza uwielbianiem Pana Boga. Jego organizacja to ogromne zaangażowanie wielu chrześcijan, którzy w wieczór Bożego Ciała wraz z liczącą kilka tysięcy osób publicznością gromadzą się w centrum miasta na wspólnym uwielbieniu Jezusa Chrystusa! :) Chętni do Chóru są przyjmowani według kolejności zgłoszeń, jakie co roku przesyłają do organizatorów Koncertu.

W tym roku mam ten zaszyt śpiewać w Chórze dla Jezusa już trzeci raz ;) Myślę, że udział w tym projekcie to jedno z najciekawszych i najcenniejszych doświadczeń mojego życia. Co roku spotykam tam ludzi pełnych pasji, radości i zaangażowania, którym nie straszne są długie godziny prób i zmęczenie, ludzi, którzy są zawsze gotowi na nowe wyzwania i poświęcenia oraz którzy wyrażają swoją miłość do Boga we wszystkim, co robią.

Program tegorocznego koncertu jest nam już znany, leży sobie przede mną... ;) Na wczorajszej próbie udało nam się zrobić aż sześć piosenek. Jedna z nich, utwór "Nie nam" zespołu TGD szczególnie utkwił nam w sercach i głowach. Nie mogę się doczekać, kiedy go zaśpiewamy na scenie, wraz z ludźmi - z taką mocą, jak zwykle ;)



poniedziałek, 28 maja 2012

Nowy blog: Kuferek00.blogspot.com

No dobrze, czas wreszcie przyznać, że nie mam ostatnio siły na żadne ambitne notki... :) Jak wiecie, właśnie zaczęłam wakacje i z tej racji spędzam dużo czasu poza domem. Ostatnio nie słucham więc praktycznie muzyki i nic mnie specjalnie nie inspiruje do pisania. Poza tym chciałabym te wakacje poświęcić na rozwijanie tych umiejętności, na które nie miałam czasu przez ostatnie dwa lata, między innymi języków obcych, śpiewu, pisania piosenek... Cóż, najwidoczniej czas sobie odpocząć i korzystać z uroków wolnego czasu po to, aby niedługo wdrożyć na blogu nowe projekty, na które już mam pomysł... :)

Chciałam Was jednak dzisiaj poinformować o tym, że założyłam nowego bloga. Może nie każdy o tym wiedział, ale kilka miesięcy temu, w przypływie maturalnego stresu i związanymi z tym problemami z wypadającymi włosami, postanowiłam porządnie o nie zadbać. Zmieniłam też nieco swoją dietę... O tym wszystkim chciałabym pisać na nowym blogu.

Jeśli interesuje Was kwestia pielęgnacji włosów (albo jeszcze Was nie interesuje, ale o pięknych włosach marzycie ;p), zapraszam do odwiedzania Kuferka:


dla porównania: moje włosy w lutym i w maju :)

Zapraszam też na mojego innego bloga, którego od jakiegoś czasu prowadzę. Posty umieszczam na nim nieco rzadziej niż tutaj i chronię je przed niepowołanym wzrokiem, dlatego też proszę wszystkich, którzy chcieliby mieć do niego dostęp, o podanie adresu e-mail w komentarzach:


Życzę wszystkim maturzystom udanego i owocnego wypoczynku, a wszystkim nie-maturzystom jak najłatwiejszego uporania się ze szkołą i wystawianiem ocen :)

Pozdrawiam,
Klaudia

sobota, 26 maja 2012

Koniczynka.art.pl - "tyle złota tak blisko"



Nie wiem, czy istnieje miłośnik twórczości Haliny Poświatowskiej, który przynajmniej raz nie odwiedziłby tej strony. Kiedy ja weszłam na nią po raz pierwszy kilka lat temu, po prostu nie mogłam w to uwierzyć - witryna okazała się być największym źródłem wiedzy o poetce, jaką kiedykolwiek stworzono! Na "Koniczynce" są nie tylko wiersze i informacje biograficzne, jest także pokaźny zbiór fotografii, listów poetki do rodziny i przyjaciół, arytykułów naukowych i prasowych poświęconych jej twórczości, informacji dotyczących utworów muzycznych i filmów opartych na życiu Poświatowskiej... Ponadto na stronie można znaleźć nawet informacje o miejscu pochówku poetki (są nawet fotografie instruujące, jak trafić na jej grób!), linki do stron muzeów oraz zamieszczone w całości, nawet te nigdy nie publikowane w druku utwory prozatorskie Haliny, między innymi cała "Opowieść dla przyjaciela"!

Strona bardzo mi pomogła przy przygotowaniu mojej prezentacji maturalnej, ale nie tylko, bo właściwie od lat zgłębiam biografię i twórczość Haliny Poświatowskiej. Jest to coś, czym interesuję się szczególnie i choć mam już dość dużą wiedzę na ten temat, stale czuję niedosyt :) Może właśnie dlatego tak często odwiedzam Koniczynkę. Jest to miejsce, którego ciągle nie znam dość dobrze, które stale zaskakuje mnie nowymi informacjami, artykułami i utworami... ich ilość jest naprawdę nieprzebrana, a przydatność nieoceniona! Serdecznie polecam tą stronę każdemu, kto zamierza przyjrzeć się z bliska postaci Haliny Poświatowskiej - myślę, że ta strona to najlepsza droga do tego, aby ją poznać :)


Klaudia

PS. Zamierzałam zamieścić na blogu relację z inscenizacji wesela żydowskiego organizowaną przez restaurację Mandragora, niestety - wypadł mi pogrzeb w rodzinie i nie mogłam na nie dotrzeć. Bardzo żałuję, ale po prostu tak wyszło. Mam nadzieję, że uda mi się uczestniczyć w tym w przyszłości, a być w przyszłym tygodniu może zrelazjonuję inne, równie ciekawe wydarzenie ;)

środa, 23 maja 2012

"Nasze wielkie żydowskie wesele" w Mandragorze!



Szłam sobie dzisiaj lubelskim Krakowskim Przedmieściem i natknęłam się na plakat restauracji Mandragora, o której już kiedyś pisałam. 26 maja restauracja wraz z grupą teatralną Teatru Żydowskiego organizuje inscenizację żydowskiego wesela. O tym projekcie słyszałam już wcześniej i pomyślałam sobie, że fajnie byłoby się wybrać... swoją drogę, hummusu z tej restauracji też bym chętnie spróbowała ;)

Poniżej wstawiam film z inscenizacji z 2009 roku:


Co o tym myślicie? Bo jak dla mnie bomba :) Miło będzie znowu zobaczyć te znajome stroje i poczuć znajomy klimat... w nieco innej scenerii co prawda, ale jednak :) Mandragora wydaje mi się być coraz ciekawszym miejscem i czuję, że koniecznie muszę ją odwiedzić!


Kolejną dobrą wiadomością dnia dzisiejszego jest to, że jestem już po maturach! Dziś zaliczyłam ostatni egzamin, ustny polski, prezentacją dotyczącą biografii i twórczości Haliny Poświatowskiej - na 20 punktów :) Po wyjściu z egzaminu nie byłam do końca zadowolona, bo przy wypowiedzi umknęło mi parę ważnych rzeczy, ale na szczęście komisji prezentacja się spodobała i została doceniona. Bardzo się z tego cieszę, bo temat, o którym mówiłam, był dla mnie zbyt bliski i ważny, żebym miało mi pójść gorzej ;)

A tymczasem siedzę sobie na tarasie z laptopem na kolanach, popijając zimny pomarańczowy sok - ach, wakacje!


Pozdrawiam
Klaudia :)

poniedziałek, 21 maja 2012

"Opowieść dla przyjaciela" Haliny Poświatowskiej


"Ta opowieść - nie wiem, czy ją przeczytasz kiedy - z wielką nieufnością patrzę na stos zapisanych kart. Czy słowa potrafią mnie bronić lepiej niż cisza, czy słowami można jeszcze cokolwiek powiedzieć? A jeśli tak, to jakimi słowami? Szukałam ich z trudem, każde oglądałam wiele razy, przymierzałam do nich moją miłość, mój ból. Pragnienie przymierzałam do wyrazu pragnienie i dla mojej największej miłości - dla życia, poszukiwałam najpiękniejszych określeń. Kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady."


Bardzo trudno jest mi pisać recenzję tej książki, a więc dobrze, nie będzie to recenzja. Ten stos zapisanych kart to najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek napisano, najpiękniejsze, jakie tylko mogły wyjść spod ludzkiego pióra i niemalże zaślepić sobą tak szeroką rzeszę odbiorców, jaką zaskarbiła sobie twórczość Poetki. W dziele "Kaskaderzy literatury" mówi się wręcz o sektach tworzonych przez czytelników, którzy nie są w stanie odeprzeć od siebie uroku tej poezji... Halina Poświatowska to świadomość i konieczność, pochwała istnienia i rękawica rzucona śmierci, Halina Poświatowska to uwięzione w pragnieniach serce, które nadaje nierówny rytm jej przywierającego każdą cząsteczką, każdym atomem do życia ciału.

Z punktu widzenia not biograficznych "Opowieść dla przyjaciela" to skarbnica wiedzy, z punktu widzenia człowieczeństwa - opowieść o istocie życia, śmierci i choroby, z punktu widzenia literatury - niezwykle barwna liryka konfesyjna odarta zupełnie z upozorowań i zakładania masek. Jest za to bogata w szczegóły pamięć, w której Poetka więzi każdy aspekt życia, w której utrwala każde uderzenie rozkołysanego serca.

Serca rozkołysanego nie tylko chorobą, ale w równym stopniu miłością i tęsknotą, tęsknotą za wszystkim - za dłonią, za uśmiechem, jesienią, nocą, oceanem i ziemią, której konieczność chciała jednak za wszelką cenę odwlec. Może to właśnie mniej o chorobie czy miłości, a więcej właśnie o tęsknocie napisała swoją "Opowieść", odbicie gromadzonych przez lata listów przesyłanych przez ocean do ojczyzny, do przyjaciela, który przez lata czekał na nią pod kwiatami czereśni na ogrodowej ławce, osłaniając czarnymi okularami swoje niewidzące oczy.

Po tę książkę nie wystarczy sięgnąć raz, a potem odłożyć ją gdzieś daleko w odmęty pamięci; to historia, której fragmenty odbijają się w jej płaszczyznach i nie pozwalają zapomnieć, zmuszając do kolejnych odwiedzin - najpierw domu przy ulicy Jasnogórskiej 23, później białych szpitalnych sal w Krakowie czy gdziekolwiek, później uniwersyteckich sal Smith Collage. I nawet jeśli wydaje ci się, że za każdym razem znasz ją już coraz lepiej, pod koniec czytania i tak okaże się, że jednak coś umknęło twojej uwadze, uciekło sprzed twoich oczu i intelektu. "Opowieść dla przyjaciela" ma zbyt wiele wymiarów, aby można ją było poznać za pomocą zawodnego dotyku i wzroku. To karty, na których walczą Tanatos i Eros, na których przeplatają się w tańcu, tworząc głębokie bruzdy w pamięci. A te można odczytać jedynie milczeniem.


"Nie zapominaj, że śmierć była zawsze blisko mnie, zbyt blisko, abym nie przywykła do jej chłodnego, kojącego dotyku, abym nie musiała do niego przywyknąć. Pamiętaj także o tym, że kochałam i że to miłość skazała mnie na śmierć. I przecież jestem, mimo wszystko jestem, mówię do ciebie. Moja jedyna miłość zwyciężyła raz jeszcze, żyje, mogę patrzeć na drzewa chwiejące się w wietrze, do moich oczu dobiega daleki błysk latarni. Słyszę szum spienionej wody i czuję, jak w mojej piersi delikatnie uderza najczulszy z wszystkich odmierzających czas instrumentów - serce. Jest jeszcze ciągle słabe, ale bije dzielnie i z wielką cierpliwością przetacza ciepłą krew.
Posłuchaj, przyjacielu, te wszystkie kartki to tylko jego rytm."
 

środa, 16 maja 2012

Dlaczego Nie + powrót do lekcji śpiewu!


Dzisiaj chciałam Wam przedstawić pochodzący z Łodzi zespół Dlaczego Nie. Grupę poznałam na Bakcynaliach 2010, gdzie zdobyli I nagrodę - według mnie w pełni zasłużoną! Ich piosenki mają niesamowity klimat, a do tego niezwykłe słowa... i choć słyszałam głosy krytyczne, myślę, że ich muzyka jest zdecydowanie warta uwagi.

Niestety znam tyko dwie piosenki zespołu. Nie wiem nawet, jaki jest tytuł utworu, który Wam prezentuję. Zespół nie posiada ani strony internetowej, ani konta na żadnych serwisach społecznościowych czy myspace (a przynajmniej nie znalałam, mimo, że szukałam wielokrotnie). Szkoda, bo nie posiadam dostępu do innych piosenek poza tymi, które są na youtube :( Dlatego w tym miejscu mam mały apel do zespołu, jeśli może zdarzyłoby się im to przeczytać - pokażcie się! Tworzycie niesamowitą muzykę i bardzo chciałabym usłyszeć Was więcej! ;)

A tymczasem, zapraszam do przesłuchania jednego z utworów Dlaczego Nie. Jest uroczy, a w jego słowach po prostu się zakochałam :)





I  ważna wiadomość dnia dzisiejszego - wreszcie, po całym maturalnym zamieszaniu i 10 miesiącach nieśpiewania, wróciłam do lekcji śpiewu! Odwiedziłam mojego nauczyciela w domu kultury i w najbliższych tygodniach zamierzam przypomnieć sobie, jak się śpiewa... ;) Dopiero teraz widzę, jak bardzo mi tego brakowało i jak to jest, kiedy się nie śpiewało tyle miesięcy - niestety nie za dobrze :( żałuję, że zupełnie odpuściłam sobie lekcje w tym roku, ale teraz zamierzam zająć się tym nieco poważniej. Aktualnie szukam nauczyciela i być może już znalazłam - więcej szczegółów niedługo ;)

Serdecznie pozdrawiam!
Klaudia :)


WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI:

Wczoraj na TVP1, w głównych wiadomościach o 19:30 puścili filmik mojego kolegi-kompozytora, na którym grał na pianinie  "Koko Euro Spoko" :D Niechlubny co prawda utwór i filmik został nagrany tylko dla żartu, ale mimo wszystko został w jakiś sposób wyróżniony i mamy z tego od wczoraj dużo śmiechu :D Zapraszam Was serdecznie na jego kanał na YouTube, na którym umieszcza wiele swoich kompozycji, a także serię "Z ekranu na klawiaturę", którą też warto obejrzeć... ;) Link do tego odcinka wiadomości jest tutaj.

poniedziałek, 14 maja 2012

TAG: 5 utworów, które są dla mnie wyjątkowe





Dziś chciałabym Was zaprosić do udziału w stworzonym przeze mnie tagu. Prowadzę tego bloga od kilku miesięcy, co chwila piszę o własnych inspiracjach muzycznych, ale nigdy jeszcze nie pytałam o Waszych ulubionych artystów i wykonawców. Nadszedł najwyższy czas, aby to zmienić ;)

5 utworów, które są dla mnie wyjątkowe - tego zagadnienia dotyczy dzisiejszy tag. Pytam w nim o te piosenki, które w jakiś sposób stały się dla Was szczególnie ważne, które być może wpłynęły na Wasze życie lub do których macie sentyment, albo po prostu takie, które po prostu niezwykle cenicie pod względem muzycznym bądź literackim... Rodzaj tej wyjątkowości, jaką wyróżnicie w odpowiedzi na tag, należy do Was. ;)


Kilka zasad:
1. Wstaw na swojego bloga banner tagu i napisz, kto Cię otagował.
2. Wymień 5 utworów, które są dla Ciebie wyjątkowe i w kilku zdaniach opisz każdy z nich.
3. Przekaż tag dowolnej liczbie blogowych znajomych ;)


Tak więc, na początek, zacznę od siebie :)


TAG: 5 utworów, które są dla mnie wyjątkowe

Na początek muszę zaznaczyć, że wybór wcale nie był łatwy. Jest mnóstwo piosenek, które mogłabym tu wyróżnić i ciężko było mi wybrać spośród nich jedynie 5... myślę jednak, że mój wybór nie był przypadkowy. Zapraszam do zapoznania się z moją listą :)


1. "Poduszka z chmielu"

Fantastyczny utwór zespołu Żeby Nie Piekło napisany do słów Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Poznałam ją na Bakcynaliach 2010, podobnie jak resztę twórczości zespołu. Wierzcie mi, wystarczy raz usłyszeć tą piosenkę, aby się od niej uzależnić ;) Ja i moi znajomi bardzo ją lubimy, mimo, że nie wszyscy gustujemy w poezji śpiewanej - chętnie i często grywamy ją na naszych próbach w ramach przerywnika, a raz nawet udało nam się zagrać ją przed gronem publiczności na Ogrodach Sztuk - festiwalu organizowanym przez moją szkołę. Piosenka ma niesamowity klimat, do tego niebanalne słowa - nic dziwnego więc, że tak wielu osobom przypadła do gustu i dołączyła do reperturaru naszego zespołu. :)




2. "Żyje we mnie Pan"

Utwór lubelskiego zespołu chrześcijańskiego Gospel Rain, który jest moim ulubionym z ich repertuaru - pełen radości, mocy, pasji i energii, czyli wszystkiego, czego potrzeba, aby wspaniale uwielbiać Pana Boga! :) O tym utworze już kiedyś wspominałam, w całości jest dostępny tutaj, niestety w trochę gorszej jakości, ale zdecydowanie warto wysłuchać - i obejrzeć! - do końca.




3. "Californication"

Znana piosenka grupy Red Hot Chili Peppers. Tak naprawdę nic specjalnego, ale dla mnie to 100% nostalgii. Kojarzy mi się z osobą, która kiedyś była i nadal jest dla mnie bardzo ważna, niestety nasze drogi rozeszły się już dobre parę lat temu. Bardzo brakuje mi tej znajomości... stąd też mam mieszane uczucia wobec tej piosenki, nie mniej jednak, przed zaistniałą sytuację, należy ona do tych najbardziej wyjątkowych.




4. "Pożegnalny wieczór"

Piosenka zespołu Cisza Jak Ta, dobrze znana przez moich domowników, gdyż od wielu miesięcy mam ją ustawioną jako dzwonek w telefonie... :) Utwór jest jednym z najbardziej genialnych, o ile nie najbardziej genialnym, dziełem gatunku poezji śpiewanej jaki kiedykolwiek słyszałam. Słowa Jonasza Kofty i muzyka niesamowicie ze sobą współgrają, uzupełniają się nawzajem, dając fenomenalny efekt... Kocham jej nastrój i przesłanie. To moja ulubiona pozycja na płycie "Nasze Światy", która towarzyszy mi nieustannie od wielu miesięcy i to się pewnie prędko nie zmieni. :)




5. "Przyjaciel"

No i na koniec... nie mogłabym pominąć tej piosenki :) Dlaczego jest dla mnie ważna? Po prostu dlatego, że jest mojego autorstwa - jest to pierwszy utwór w stu procentach własny, jaki udało mi się napisać, zagrać z zespołem i zarejestrować. Przypomina mi bardzo pozytywny czas prób, przygotowań do występu, o jakim od wielu miesięcy marzyłam. Dobrą wiadomością jest taka, że być może ten czas niedługo wróci... a bardzo chciałabym zrealizować swoje kolejne pomysły, których trochę się już nazbierało przez ostatnie miesiące.





Komu przekazuję tag?

Na początek nie chcę typować konkretnych osób... zapraszam po prostu wszystkich, którzy odwiedzają tego bloga i mają ochotę podzielić się swoimi muzycznymi doświadczeniami i inspiracjami! Jestem bardzo ciekawa Waszych wpisów i tym, które piosenki odegrały u Was szczególną rolę.



Serdecznie zapraszam do zabawy i pozdrawiam,
Klaudia :)


niedziela, 13 maja 2012

Chrystus Bieszczadzki w wersji (prawie) instrumentalnej - Cisza Jak Ta

Dawno mnie tu nie było, ale to dlatego, że sporo się ostatnio działo - cały tydzień matur (poszły mi dobrze!), dziś komunia, wczoraj wesele... :) Jutro i pojutrze najważniejsze dla mnie egzaminy - biologia i chemia. Jestem dobrej myśli, a kto może, niechaj się modli za mnie ;)

Á propos dzisiejszej komunii - w lokalu, w którym jedliśmy obiad, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, w głośnikach leciała płyta Ciszy Jak Ta "Nasze światy"! Nie mogłam w to uwierzyć - Cisza jest zespołem, który ma raczej wąskie grono fanów (8.000 na portalu facebook) i spotkanie kogoś, kto w ogóle kojarzy ich twórczość albo przynajmniej nazwę zespołu to naprawdę rzadkość. W takich lokalach zwykle leci muzyka, jaką często słyszy się w radiu, a tu proszę - nie tylko dobre jedzenie, ale też porcja wspaniałej, ambitnej poezji śpiewanej! Pozostaje mi tylko pogratulować wyboru i odwiedzać częściej to miejsce ;)


Dzisiejsza notka będzie więc również Ciszowa. Pamiętacie, jak kiedyś narzekałam na to, że zespół nie potrafi bądź nie lubi improwizować? Okazało się, że takie głosy odezwały się nie tylko z mojej strony i ktoś podobno się śmiał, że Cisza gra z playbacku ;) Na te zarzuty grupa odpowiedziała uroczym nagraniem z koncertu - wykonaniem piosenki "Chrystus Bieszczadzki" w wersji prawie instrumentalnej... przy której nie sposób się nie uśmiechnąć ;) Serdecznie polecam na poprawę humoru, bądź jeśli ktoś chce polubić zespół jeszcze bardziej ;)




Pozdrawiam wszystkich,
Klaudia

poniedziałek, 7 maja 2012

Alexz has a blog! www.alexzhasablog.com

"My name is Alexz Johnson and I started this blog because I love to write."





O tym, że Alexz has a blog wiedziałam już od dawna, jednak dopiero ostatnio przyjrzałam się jej stronie z bliska... Jak już wspominałam wielokrotnie, muzyka Alexz Johnson od wielu lat jest dla mnie ogromną inspiracją, a sama Alexz na swój sposób kimś bardzo ważnym. Stąd też z entuzjazmem zabrałam się za czytanie postów zamieszczanych przez nią na blogu... który okazał się niezwykle miłą niespodzianką! :) Ogromne wrażenie zrobiły na mnie pierwsze słowa, którymi się przedstawiła: My name is Alexz Johnson and I started this blog because I love to write. Miłość do muzyki nie jest tu żadną niespodzianką, ale jak dotąd nie słyszałam o jej pasji do pisania, słowa te cieszą mnie więc podwójnie - po pierwsze dlatego, że dzieli się kolejną formą swojej twórczości, a po drugie, że pod tym względem jesteśmy bardzo podobne (po dzisiejszej rozszerzonej maturze z polskiego stwierdziłam, że jestem doprawdy niewyżyta literacko ;p). Blog jest niezwykle ciekawym i miłym miejscem, które, dzięki inwencji Alexz, współtworzą także czytelnicy. Co prawda czyta mi się go dość ciężko, mimo, że na ogół nie mam problemów z angielskim - autorka jednak najwyraźniej używa jego kanadyjskiej odmiany, z którą miałam niewielki kontakt i czasem ciężko jest mi się w niej odnaleźć. Myślę jednak, że warto się troszeczkę wysilić ze względu na jego treść - ostatni wpis dotyczący napisania listu do samej siebie w wieku 19 lat po prostu mnie urzekł! Aż sama się zastanawiam, czy przypadkiem nie mam ochoty napisać takiego listu - pomysł jest doskonały. Trzeba będzie tą kwestię przemyśleć :)

Serdecznie zapraszam Was do śledzenia wpisów na blogu Alexz - ja z pewnością dołączę do grona jego stałych czytelników ;)



Tak przy okazji... wpadłyśmy z koleżanką na pomysł, aby w wakacje, w wolnej chwili, korzystając z jakiegoś słonecznego dnia, spakować gitarę, skrzypce i ruszyć w miasto... ;) Jesteśmy ciekawe, czy można cokolwiek zarobić, idąc za przykładem wielu innych muzyków i grając na ulicach starego miasta (tzw. street). Podobno w Krakowie czy Wrocławiu po dwóch godzinach grania można zebrać nawet 50zł! Mam jednak obawy co do tego, czy w moim mieście ludzie okażą się równie hojni; poza tym przechodnie nie zawsze są życzliwie nastawieni do osób, które w ten sposób próbują zarobić. Z drugiej strony, może rzeczywiście by wpadło parę złotych, które na pewno przydadzą się na lekcje śpiewu, na które zamierzam się zapisać...

Co o tym myślicie? Macie jakieś doświadczenie związane ze streetem? Orientujecie się w kwestii zarobków, załatwiania pozwoleń i tego, jak to wygląda w praktyce? Wszelkie wskazówki mile widziane! ;)


Pozdrawiam,
Klaudia

piątek, 4 maja 2012

Jak napisać piosenkę? cz. II - Moja piosenka




Zanim cokolwiek napiszemy, mamy przed sobą jeszcze bardzo ważny etap w tworzeniu piosenki. Od niego w dużym stopniu zależy przebieg naszej dalszej pracy, a także jej efekty. To w tym momencie decydujemy, jaki charakter będzie miał utwór, czego będzie dotyczył i co wyrażał. Czeka nas stworzenie niejako ramowego planu piosenki, który da nam podstawy i ukierunkuje nasze dalsze zamiary twórcze. Jeśli zrobimy to dobrze, unikniemy wielu problemów i dylematów, jakie możemy napotkać pod koniec pracy. Ale, po kolei :)


punkt 1: temat piosenki

To rzecz naturalna. Jeśli zabieramy się za pisanie, musimy ustalić: o czym chcę napisać piosenkę?

Pomysłów i koncepcji jest mnóstwo - tematem piosenki może być właściwie wszystko. Możesz pisać zarówno o przeżyciach własnych, jak i sytuacjach potencjalnych czy fikcyjnych. Możesz wspominać to, co już się zdarzyło, bądź mówić o swoich marzeniach i pragnieniach. Powiedzieć, czego żałujesz, z czym się nie zgadzasz. Piosenka może być też wiadomością albo dedykacją dla kogoś. To, którą z tych koncepcji wybierzesz, zależy od Ciebie.

Piosenka może być też dynamiczna albo statyczna, to znaczy: możesz w niej opisywać jedną, konkretną sytuację, albo pokazać w piosence przemianę wewnętrzną, sytuację, która ulega zmianie pod wpływem okoliczności. Obie koncepcje są dobre, wymagają jednak dobrego "planu ramowego" (patrz punkt 3).


punkt 2: tytuł piosenki

Nie jest to kwestia absolutnie niezbędna w tym momencie, ale z doświadczenia wiem, że dobrze jest zatytułować piosenkę już na tym etapie. Już sam tytuł piosenki może nas zainspirować do napisania czegoś oryginalnego! Znam osoby, które to właśnie od tytułu zaczynają pisanie piosenki: najpierw wymyślają chwytliwe hasło, a następnie dorabiają do niego historię. Wierzcie mi, efekty są co najmniej zadowalające ;) Sama lubię podchodzić do pisania w ten sposób, ale też nie raz zdarzyło mi się, że brak tytułu na początku zaburzył mi całą dalszą koncepcję... Uważam więc, że lepiej ustalić go od razu, aby stał się pierwszą rzeczą, która w piosence przykuwa uwagę, niż potem był wydłubywany z piosenki na siłę i nie miał żadnego przesłania. :)

Oczywiście możesz zrobić odwrotnie. Korzystaj z wszelkich rad, ale w wolności :)


punkt 3: plan piosenki

Ta część jest bardzo ważna i powiedziałabym, że wręcz niezbędna do sukcesu. Koniecznie w tym momencie musisz ustalić, co chcesz wyrazić za pomocą piosenki i czego konkretnie ma ona dotyczyć. Jeśli nie będziesz zdecydowany teraz, możesz mieć problem pod koniec pisania, kiedy to okaże się, że tekst nie trzyma się kupy, a z twojej pierwotnej wizji nic nie zostało, bo tak naprawdę jej nie miałeś... Wiele moich tekstów umarło w ten sposób, dlatego uczulam na tą kwestię! Jak zrobić dobry plan, który ułatwi mi napisanie utworu, o jaki mi chodzi?

Po ustaleniu tematu piosenki zastanów się, czego dokładnie ma dotyczyć piosenka. Najlepiej jest skupić się na jednym, konkretnym aspekcie czy uczuciu, niż szeroko opisywać całą ich gamę. Dzięki temu piosenka będzie wyrazista, a unikniemy bałaganu zarówno na papierze, jak i we własnej głowie :)

Przykład: piosenka jest o przyjacielu, który nas zostawił. Piszemy wtedy:
  •  albo o emocjach, jakie nam towarzyszyły w tej sytuacji
  •  albo o charakterze naszego "przyjaciela", który jest niewierny, nielojalny i nie można na nim polegać.

Dlaczego nie radzę tworzyć pakietu 2 w 1? Z prostej przyczyny - emocje towarzyszące takiej sytuacji są często skrajne i rzeczą niemalże niemożliwą (i przecież zbędną!) jest "upchnięcie" wszystkiego w jednym tekście. Dlatego warto przyjrzeć się dokładnie konkretnej kwestii i wyciągnąć z niej ile się da, aby piosenka wyrażała dokładnie to, o co nam chodzi :)

Wracając do punktu 1: jeśli decydujesz się na piosenkę dynamiczną, ustal teraz wszelkie zmiany, jakie mają zajść w tekście. Napisz na brudno w punktach całą historię, rozplanuj, czego ma dotyczyć pierwsza zwrotka, refren i bridge (więcej o częściach piosenki w kolejnych notkach). Mówiąc kolokwialnie, chodzi o to, aby się ze wszystkim "wyrobić" i aby "nie zabrakło nam zwrotek" na opisanie całej sytuacji ;)


Teraz jest również czas na to, aby notować sobie wszelkie gotowe fragmenty tekstu, sformułowania i pomysły, jakie przypadkowo przyjdą nam do głowy, aby potem wykorzystać je do tworzenia tekstu. To bardzo ważne, gdyż bardzo nam ułatwi pracę w momencie, kiedy rozpoczniemy pisanie słów. Przyjemniej jest pochylić się nad kartką, na której już są zarysy piosenki i do której wystarczy tylko dopisać kilka linijek, niż nad kartką białą, kiedy wszystko musimy zacząć od zera... ;) Ja praktycznie nie biorę się za piosenkę, dopóki nie będę miała przynajmniej kilku wyrażeń, na których oprę dalsze wersy tekstu! Oczywiście gromadzimy wszystkie odczucia dotyczące tego, o czym piszemy, wyobrażamy bądź przypominamy sobie jak najdokładniej sytuację, o której piszemy, i notujemy, notujemy...


a teraz trochę praktyki ;)


Rozpisałam się trochę ;) Niektórzy z Was mogą pomyśleć: jak ona pisze te piosenki, skoro potrzebuje do tego aż rozpisanego dokładnie planu, tony notatek, a wszystko musi być dopięte na ostatni guzik? W rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej, niż by się mogło wydawać. Pisanie piosenki jest dla mnie procesem raczej długotrwałym, który wymaga dobrego pomysłu i przemyślenia wielu kwestii, zanim się go zrealizuje. Oczywiście nie siadam przy biurku z notesem, nie piszę sobie tytułu, planu, koncepcji i piosenka jest gotowa za dwie godziny... Większość moich piosenek jest zbiorem przypadkowych pomysłów dojrzewających często przez wiele miesięcy i chaotycznych notatek, gromadzonych najczęściej... w telefonie. Tak jest mi najłatwiej, bo telefon mam praktycznie zawsze przy sobie i mogę coś szybko zapisać, kiedy na przykład idę ulicą czy jadę autobusem ;) W efekcie takich działań piosenka jest najczęściej gotowa po wielu miesiącach. Wyznaję jednak zasadę, że w tym przypadku liczy się jakość, a nie ilość i wolę w ciągu roku napisać kilka piosenek naprawdę dobrych niż dziesiątki tych płytkich i nieciekawych, które mogą być efektem pisania na szybko, bez pomysłu, bez przemyślenia.


inspiracje

W kwestii wyboru tematu i planu odsyłam do Marie Digby - autorki piosenek i tekstów, która zyskała popularność dzięki serwisowi YouTube. Posłuchajcie jej utworów, przeczytajcie teksty i zobaczcie, jak wiele różnych historii udało jej się opisać i w jaki sposób! Nie dość, że ma ciekawe pomysły, to na dodatek bardzo konkretne. Uważam, że w tej kwestii jest mistrzynią i zawsze podziwiałam u niej tę łatwość w kreowaniu przeróżnych sytuacji, co zaowocowało bardzo różnorodnymi piosenkami :) No i YouTube, YouTube i jeszcze raz YouTube, który jest nieocenionym źródłem inspiracji i wiedzy :)


Kolejna część będzie dotyczyła wreszcie konkretów, czyli bierzemy się za komponowanie muzyki! Coś czuję, że nie uniknę filmiku instruktażowego przy tej okazji...;p


Pozdrawiam serdecznie,
niezmiernie zadowolona z dzisiejszej matury z polskiego! - Klaudia :)


Więcej tekstów ode mnie znajdziesz tutaj: Autopogoń Blog

czwartek, 3 maja 2012

I don't wanna be a... girlfriend! (Marie Digby)


Nie wiem, jak Wy, ale ja chyba nie wybieram się na jutrzejszą maturę z polskiego :( Przejrzałam wszystkie notatki i jestem naprawdę załamana stanem mojej wiedzy z tego przedmiotu. Polski od zawsze uwielbiałam i tak się nim pasjonowałam, że nawet nie zdążyłam się go nauczyć... ;( Jestem na siebie zła, choć mogę wytłumaczyć się tym, że naprawdę poświęcałam dużo czasu na biologię i chemię, na których jednak najbardziej mi zależy, ale nie będzie mi wesoło, kiedy położę swój ulubiony przedmiot, z którego rzekomo jestem dobra. Pozostaje mieć nadzieję, że w jutrzejszym arkuszu nie zobaczę Potopu, Jądra Ciemności, Wesela, Nie-Boskiej Komedii, Przedwiośnia lub jakiejkolwiek innej lektury, w której nie czuję się pewnie... za to nie pogardziłabym Panem Tadeuszem, Lalką, Nad Niemnem czy nawet Tangiem - to są lektury, które znam bardzo dobrze i chętnie bym sobie jutro coś na ich temat napisała :)


Dziś kolejna piosenka Marie Digby, zatytułowana "Girlfriend". Całkiem miła dla ucha, jednak do moich ulubionych nie należy... chciałam tylko za jej pomocą poruszyć kwestię bycia lub nie bycia w związku. Zastanawiam się, czy doprawdy wszystkie osoby, które uparcie twierdzą, że nie chcą być w związku, rzeczywiście próbuję tylko oszukać samotność, uciszyć swoje potrzeby bycia kochanym przez kogoś? A może rzeczywiście nie potrzebują drugiej osoby, może naprawdę ich pasja czy praca angażuje ich na tyle, że w zupełności się w niej spełniają? Czy byłoby w tym coś złego, gdyby ktoś zrezygnował ze związku, rodziny na rzecz czegoś, co daje mu największą satysfakcję? Są podobno artyści, którzy dla pędzli i płótna porzucili rodziny, bo jedyną rzeczą, jakiej pragnęli, było malowanie... Zastanawia mnie to już od dłuższego czasu i właściwie nie potrafię się w tej kwestii określić :) Co o tym myślicie?


 
"Girlfriend" można przesłuchać tutaj :) W wersji domowo-ogrodowej (takie filmy lubię najbardziej), jednak całkiem nieźle, a chyba nawet lepiej, brzmi nagranie studyjne z płyty "Unfold". Zapraszam do przesłuchania :)



I bardzo proszę o niepocieszanie mnie w kwestii matury! To nie jest kwestia stresu. Doskonale znam stan mojej wiedzy i dobrze wiem, do których przedmiotów jestem przygotowana, a do których nie! ;p Ale, bądźmy dobrej myśli. W gruncie rzeczy wiem, że polski zawsze szedł mi dobrze, więc liczę na to, że tym razem też się... nie przeliczę! :)

Pozdrawiam,
Klaudia

wtorek, 1 maja 2012

Jak napisać piosenkę? cz. I - Wprowadzenie





Odnoszę wrażenie, że w ostatnich dniach coraz więcej osób interesuje się muzyką, zakłada własne zespoły, uczy się grać na instrumentach, a co za tym idzie, rośnie zainteresowanie kwestią pisania własnych piosenek. Niektórym przychodzi to bez trudu, ale co zrobić, jeśli mimo prób, nie wychodzi to zupełnie? Internet jest raczej ubogi w tego typu porady, a jeśli już się pojawiają, są raczej zdawkowe lub mało konkretne.

Z tego powodu właśnie postanowiłam napisać ten poradnik, który, mam nadzieję, choć trochę przybliży kwestię pisania własnych utworów - jak to ugryźć? od czego zacząć? jak zrobić, żeby piosenka była oryginalna i wpadała w ucho? Nie jestem ekspertem w tej kwestii i nie mam pojęcia, jak wygląda pisanie piosenek przez osoby, które zajmują się tym szerzej niż amatorsko. Nie mam też zbyt dużej wiedzy muzycznej dotyczącej komponowania. Mam jednak sięgające kilku lat doświadczenie, które daje mi możliwość udzielenia choć kilku rad dotyczących tego, jak stworzyć własny kawałek muzyki, i tym chciałabym się podzielić :) Mam nadzieję, że uda mi się choć trochę pomóc i zainspirować Was do pisania własnych piosenek. To wcale nie takie trudne!


Słowem wprowadzenia

Na samym początku chciałabym podkreślić, iż wbrew temu, co można przeczytać na wielu forach internetowych, absolutnie nie jest prawdą to, że "wystarczy mieć wenę, a piosenka napisze się sama". W życiu nic nie wychodzi samo, piosenki też nie :) Oczywiście, można mieć mniej lepszy lub gorszy dzień jeśli chodzi o twórczy nastrój lub samopoczucie. Pisanie piosenek nie jest jednak przeznaczone dla osób natchnionych, którym wystarczy światło z niebios, a wówczas siadają i w magiczny sposób tworzą wspaniałe utwory... Do czego dążę? ;) Chodzi mi o to, że pisanie piosenek należy do rzeczy, których trzeba się nauczyć. Jest to coś, w czym można i należy się doskonalić, aby efekty były dla nas zadowalające. Ja podchodzę do kwestii pisania jak do puzzli, które muszę ułożyć kawałek po kawałku. Wymaga to więc odrobiny wkładu własnego, a nie czekania, kiedy wreszcie przyjdą mi do głowy jakieś genialne pomysły. Tak więc... zasada numer 1: zapominamy o istnieniu słowa wena i bierzemy się do pracy! :)


Czego potrzebuję, aby napisać piosenkę?

Przede wszystkim chęci, odrobiny samozaparcia, wiary i słuchu muzycznego. Pisanie piosenek nie wymaga niesamowitego talentu ani wiedzy teoretycznej. Jestem przekonana, że każdy, kto wykazuje przynajmniej minimum zainteresowania muzyką, jest w stanie napisać coś własnego. Jeśli więc w ogóle czytasz ten poradnik, znaczy to ponad wszelką wątpliwość, że posiadasz wszystkie te potrzebne cechy :)

Piosenki najłatwiej się pisze, jeśli mamy możliwość przygrywania sobie na jakimś instrumencie, najlepiej gitarze lub pianinie. Jeśli nie potrafisz na niczym grać, nic straconego - zawsze możesz na przykład wystukać sobie rytm, aby mieć jakiś 'szkielet' utworu. Z instrumentem jest jednak łatwiej o tyle, że jednocześnie możemy dobrać odpowiednie akordy do tego, co śpiewamy, co później znacznie ułatwia dalszą pracę nad piosenką. Oprócz instrumentu potrzebujesz też, naturalnie, czegoś do pisania i kawałka papieru (polecam założyć sobie oddzielny zeszyt, aby później mieć wszystko w jednym miejscu i niczego ważnego nie zgubić). Ponadto przyda Ci się dyktafon albo jakikolwiek inny prosty rejestrator dźwięku, który umożliwi Ci szybkie nagranie wszelkich pomysłów, jakie wpadną Ci do głowy oraz gotowych fragmentów piosenki.


Zanim zaczniesz

Zanim przystąpisz do pisania, warto też zastanowić się nad kilkoma kwestiami: kto jest dla mnie autorytetem pod względem muzycznym lub literackim? czym lub kim się inspiruję? co chciałbym osiągnąć w swoich piosenkach? Sama odpowiedź na te pytania daje bardzo wiele cennych wskazówek.

Ponadto, słuchamy dużo muzyki i dużo czytamy, bo kolejna bardzo ważna zasada brzmi (zaznaczę ją na czerwono): nie boimy się inspirować! Wiele osób podczas pisania piosenek panicznie boi się kopiowania czegoś od powszechnie znanych wykonawców, że zostanie mu być może zarzucone zbyt duże podobieństwo do tego czy innego utworu. Tymczasem wyrobienie własnego stylu zdecydowanie powinno opierać się na naśladowaniu innych! Wymaga to bowiem sporego obycia nie tylko z różnymi stylami muzycznymi, ale i wieloma tekstami literackimi, co daje nam przestrzeń do tworzenia i zwyczajnie pozwala uczyć się od lepszych (dlatego w tym celu warto słuchać inspirującej muzyki, a nie śmieci-wypełniaczy). Bez skrupułów więc możesz przesłuchać płyty swojego ulubionego zespołu, po czym siąść i powiedzieć "A teraz napiszę coś podobnego". Dzięki temu zdobędziesz nowe doświadczenie i zorientujesz się, jak się czujesz w danym stylu pisania.


To tyle z ważniejszych rzeczy w ramach wstępu. Kolejna część już niedługo - serdecznie zapraszam do lektury!

Klaudia


Więcej tekstów ode mnie znajdziesz tutaj: Autopogoń Blog